Przejdź do głównej zawartości

Co się wydarzyło od stycznia - moja historia z T.

Już raz opublikowałam tego posta, po chwili cofnęłam, ale jednak postanowiłam napisać, co się wydarzyło tak naprawdę.

.....

Chciałam wziąć laptop i posiedzieć w parku, pisząc tego posta, ale w połowie drogi poczułam, że chcę wrócić do siebie, do mojego domu. 

......

Chciałam Wam i sobie dla lepszego zrozumienia, napisać co się wydarzyło od stycznia w kontekście mojej relacji z T. Podobnie w innym poście chciałabym opisać moją historię z M.

Moja historia z T.- wersja skrócona:

  • Nie widzieliśmy się przez półtora roku. Kiedyś już pisałam jak wszelkimi metodami próbował się ze mną skontaktować, ale byłam tak obwarowana przekonaniami, którymi w Łodzi mnie utwierdzał, że ,mnie nie kocha i nigdy nie będziemy razem, że zwyczajnie ignorowałam wszelkie Jego wiadomości. W grudniu zmarł śmiercią samobójczą Jego brat. Wiedziałam, że było mu ciężko i takiej informacji nie mogłam zignorować. Zaczęliśmy na nowo ze sobą pisać i ten mój mur, który mnie od niego oddzielał zaczął kruszeć. Zaczęły mi się przypominać dobre chwile, to poczucie kompletnej euforii i szczęścia jakie czułam przy T. Jedno mu trzeba przyznać - ma charyzmę, jakiś taki magnetyzm i potrafi stwarzać niepowtarzalne chwile.
  • W styczniu miałam urodziny. Zaprosił mnie na kawę. Przyjechał do Warszawy. Spotkaliśmy się. Wchodząc do kawiarni nie wiedziałam czego mam się spodziewać i jak zachować. Przytulił mnie tak mocno i szczerze. Nie byłam w stanie odwzajemnić tego uścisku. Spędziliśmy po południe i wieczór. Przyniósł mi prezent. Był, jak nigdy wcześnie tego nie widziałam, tak bardzo ciepły. Dotykał moich włosów, buzi. Potem poszliśmy jeszcze napić się drinka. Zabrał do perfumerii i kupił perfumy, takie same jak kiedyś dostałam od Niego z innej okazji. Na peronie pocałował mnie, odwzajemniłam ten pocałunek. Wszystkie emocje wróciły.
  • Spotkaliśmy się w lutym w Łodzi. Tym razem ja przyjechałam. W lutym widzieliśmy się dwa razy. Potem przyjeżdżałam jeszcze kilkukrotnie. I teraz, cały dramat, który się wydarzył: zaczął mówić, że chce mi dać pierścionek zaręczynowy, deklarował, że mnie kocha i zawsze kochał, że żałuje, że to się skończyło w Łodzi, deklarował, że zabierze mnie z Warszawy. Nie wdajac się w szczegóły: z czasem zaczął ze wszystkiego, sukcesywnie się wycofywać: że nie możemy być mężem i żoną i o żądnym pierścionku nie może być mowy, że co najwyżej możemy razem mieszkać, potem zaczął mieć wątpliwości czy mieszkanie razem ma sens i że On już się przyzwyczaił do życia samemu, następnie zaczął tłumaczyć, że to chyba nie jest kochanie, że tylko Go fascynuję i seks jest cudowny, następnie, że nie może mnie zabrać z Warszawy, że to wszystko były nieprzemyślane słowa, nie do końca prawdziwe, że On nie wiedział, że nie może mi tego wszystkiego dać, gdy sam się z tym wszystkim deklarował.
  • We wszystko powyższe, uwierzyłam mu. Chciałam tego. Wpadłam w kolejny euforyczny stan. Przyjeżdżałam do Łodzi, kochaliśmy się. Byłam gotowa poświęcić całe obecne życie- obecny związek, ewentualnie pracę, jakąś taką stabilizację, którą tutaj miałam. A On to wszystko odwołał, bardzo ranił kolejnymi słowami i tłumaczeniami dlaczego nie możemy być razem a ja uparcie, konsekwentnie zabiegałam i walczyłam o tę relację, będąc gotowa żyć z Nim bez jego miłości, po prostu z Nim być.
  • W tym okresie było między Nami wiele spięć. Obiecywał, że coś zrobi: np. odwiedzi mnie w Warszawie, zaprosił na wystawę, które to zaproszenie odwołał. I ciągle obiecywał, że coś zrobi i tego nie robił a ja się tylko frustrowałam. Potem mówił, że to ja jestem szalona, szurnięta, że zachowuję się irracjonalnie z powodu małych rzeczy.  Że znowu nie możemy się porozumieć i to moja wina.
  • W końcu, całkiem zresztą niedawno, dowiedziałam się, że ma dosyć poważne problemy finansowe i to Jego odwoływanie spotkań, nie przyjeżdżanie i odwoływanie zaproszeń było spowodowane kiepską sytuacją finansową. A On nie mówiąc mi o tym, miał śmiałość oskarżać mnie właściwie o tę niewiedzę i Jego zachowania i wymówki spełnienia nawet najmniejszych obietnic.
  • Porzucenie terapii: kiedy przyjechałam pierwszy raz do Łodzi na spotkanie z NIm,. w tym samym dniu umówiłam się z terapeutką w gabinecie. Odkąd wyjechałam z Łodzi to miałyśmy sesje przez skype. Pojechałam się z nią pożegnać i porzucić terapię, bo wiedziałam gdzieś głeboko, że właśnie zniszczę sobie życie i siebie, podejrzewałam, że moja relacja z T. będzie miała taki sam schemat jak poprzednio, że On mnie skrzywdzi, ale nie potrafiłam się opanować. Tego dnia porzuciłam terapię a zaraz po wyjściu z gabinetu, odebrał mnie T. i na nowo zaczęliśmy uprawiać seks.
  • Obecnie wycofał się emocjonalnie. Nagle nie potrzebuje kantaku, czułości. Nie ma na to ochoty. Nie kocha mnie dostatecznie i deklaruje, że to wszystko to był błąd i w zasadzie puste słowa, bez możliwości ich pokrycia. 
  • Przed moim wyjazdem na Cypr, przelałam mu kilka tys. zł z oszczędności, które miałam. Nie mogłabym patrzeć sobie w oczy, wiedząc, że mogłam pomóc osobie, którą kocham a tego nie zrobiłam. Chyba musi/musiało być bardzo źle, skoro przyjął tę pomoc. Ale zranił mnie pytaniem, czego oczekuję w zamian... Jakbym chciała tym kupić Jego uwagę, miłość, czułość, cokolwiek. Nie mówiłam mu o moim wyjeździe.
  • Obecnie jest dla mnie cięgle odrzucający, ciągle mnie od siebie odpycha. Pisze jakieś rzeczy odjechane.. że On nie nadaje się do stałych związków, że nie ma żądnych uczuć wyższych. gdy zapytałam dzisiaj czy tęskni za mną to odpisał, że On tęskni obecnie tylko za stabilnością i nie ma ochoty na rozważania emocjonalne.
  • Jak to wszystko na mnie wpłynęło: zniszczyłam swój obecny związek z M. Z człowiekiem, który dał mi dom i jakieś poczucie stabilności. Nie wiem jak mu o tym wszystkim powiedzieć, co ja zrobiłam. Muszę to zrobić i tego nie da się już uratować. Mam myśli czasem, żeby nie mówić, żeby tego nie niszczyć, ale to sprawi, że będę jeszcze gorszą suką. Mój stan psychiczny, który był może nie był najlepszy, ale w miarę ogarnięty, kompletnie się rozpierdolił. Po prostu czuję, że T. zniszczył mi psychę już na stałe tym, co zrobił i nie ma w Nim kompletnie żadnej refleksji właśnie nad tym, co mi zrobił i jak to wpłynie na moje życie, na moje relacje z kimkolwiek. Że jestem w kompletniej rozsypce psychicznej i emocjonalnej. Moje poczucie własnej wartości zostało zniszczone.
  • Ostatnio zastanawiam się czy to, co czuję do T. to miłość czy irracjonalna obsesja, fiksacja. A może jedno i drugie, to się chyba nie wyklucza. Powinnam się chyba zacząć z tego leczyć, wrócić na terapię i to gruntownie przepracować. Odzyskać jakiś wgląd i rozsądek, albo zaraz kompletnie oszaleję. Muszę brać leki. Koniecznie i to w wysokich dawkach jak to stwierdził ostatnio lekarz. Nie wiem czy nie zastanawia się czy nie mam choroby afektywnej dwubiegunowej.
  • Resztki rozsądku, które się przebijają, podpowiadają, że muszę się z Niego wyleczyć, z tej fiksacji na Jego punkcie, przestać w końcu być nieustannie przez Niego odrzucana, odpychana, niekochana. Ale mam do tego ambiwalentny stosunek: z jednej strony chcę się z tego uwolnić, z drugiej strony On mi zafundował tak wielkie poczucie euforii i szczęścia, a seks z nim jest genialny, że ja już nie potrafię czuć szczęścia z jakiegokolwiek innego powodu niż T. Że nie potrafię czerpać przyjemności z seksu z nikim innym, bo tylko z Nim był cudowny, niepowtarzalny. Że nie potrafię przekierować uwagi na nikogo innego, dosłownie żaden mężczyzna mnie nie pociąga, nie podoba mi się, nie jest dla mnie w żaden sposób atrakcyjny.
  • Ja naprawdę jestem mocno uszkodzona. Nie powinnam wdawać się w żądne związki i relacje dopóki nie przepracuję na terapii gruntownie swoich poważnych jak widać, problemów. W innym wypadku będę niszczyła kolejne związki, niszczyła kolejne osoby, które są/będą dla mnie dobre. 
  • Czuję, że tylko te leki, które ostatnio dostałam, w tym relanium, które biorę dwa razy dziennie, jeszcze mnie jakoś trzymają i chronią przed odebraniem sobie życia.
  • Cały czas mam gdzieś w sobie nadzieję, że T. jednak mnie kocha, że zrobi to wszystko, co obiecał w styczniu/lutym. Ale to kompletnie irracjonalne i się nie wydarzy. Ten człowiek i ta relacja z nim jest dla mnie niszcząca, zapewne toksyczna a ja ciągle dążę do destrukcji.
  • Chyba nie uwierzycie w to, co teraz napiszę, ale... mam zamiar przelać jutro T. kolejną kasę. Oczywiście nic mu o tym nie mówiłam.
  • Znacząco w ostatnim czasie rozwaliłam swoje finanse. Najpierw te wyjazdy do Łodzi i kupowanie nowych ubrań, butów, żeby tylko mu się podobać. Kupienie tego jego krzyżyka za ponad 1 tys. zł. Ta pożyczka - zapewne mi odda, ale teraz ta kasa jest zablokowana-. Ten wyjazd na Cypr, żeby podleczyć psychę. I kolejna pożyczka jutro i kolejne zablokowanie sobie kasy na nieokreślony czas.
  • Jestem bardzo uszkodzoną osobą. Może też chorą. Rozwalam życia sobie i osoby, które mnie kochają a ja kocham człowieka, który niszczy/zniszczył mi psychę. To nie jest normalne.
  • Mam wszystko: całkiem dobrze płatną pracę i nieobciążającą. Mam (jeszcze) partnera, który robi dla mnie wszystko. Dostaję wszystko, co chcę w tym poczucie wolności. A jestem nieszczęśliwa. 

Komentarze




  1. Nie przelewaj mu Kocie. Nie możesz wiecznie rozwiązywać jego problemów swoim własnym kosztem. Wiem co przy tym czujesz, no chcesz po prostu pomóc i tyle.
    Jesteś dla niego taką Matką Teresą, będziesz krwawić dla niego. Nie chce, abys negatywnie odebrała moje słowa ale piszę co mi od razu przychodzi na myśl w tej kwestii i gdzieś tam miałam minimalnie podobne doświadczenie. Takie wieczne trzymanie na linie, którą w końcu trzeba będzie puścić.
    Naprawdę swoje przeżyłaś z nim, nie dziwię się, że to odnawiałaś. Przez to, że te emocje, ta moc seksualna była tak silna ciężko coś takiego przerwać. Człowiek żyje dla tych paru intensywnych chwil, odczuć a potem zostaje rzucony w otchłań, zdeptany z błotem. Też tak miałam. I jedyne co pomoże to odcięcie się. Całkowite. Skasowanie numeru, nie przelewanie pieniędzy. Po prostu nie ma Cię dla niego. To jak narkotyk który zapraszasz do swojego życia, dlatego potrzebny Ci odwyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podjęłam pierwsze kroki, żeby chronić siebie. Posłuchałam Cię i skasowałam numery i zablokowałam na Messenger... Chciałabym, żebyś wiedziała, że Ty i ktokolwiek czyta mojego bloga, możecie pisać i komentować bez ograniczeń treści. Tak samo jak pytać o cokolwiek

      Usuń
  2. Wiesz, on mi dwubiegunówką trąci.. Ty raczej koszmarnym brakiem wiary w siebie. Masz pewną skłonność do generalizacji np piszesz, że z nikim nigdy nie będzie jak z nim, a nie wiesz, może nie znasz jeszcze mężczyzny, który Cię totalnie powali na kolana a będzie dobrym partnerem. U mnie tak właśnie było, najpierw sponiewieralam siebie i chłopaka, który mnie kochał, potem zaczęłam na siłę szukać byle kogo byle zagłuszyć uczucie I podnieść swoje poczucie atrakcyjności seksualnej (fatalny błąd), a na koniec spotkałam mojego męża, ideał, który kiedy poznał moja historię to o mało mnie nie porzucił, bo ma dość prosty kręgosłup moralny. Ale został i to był dar od losu, czego życzę i tobie, ale masz rację najpierw terapia i miłość do siebie a potem miłość do kogoś. Aanderand ma rację, odetnij go całkiem i nigdy nie odpowiadaj na zaczepki, bo jemu w to graj. Im więcej ciebie ma, tym mniej Cię szanuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko prawda: niskie poczucie własnej wartości a właściwie jej brak, generalizowanie, idealizowanie, potrzeba pokochania siebie, odcięcie od relacji, które mnie wykańczają psychiczne. Trudne tylko do zrealizowania...

      Usuń
  3. Ech Kocie.. Przeczytałam te posty z maja, komentuję tylko tutaj, bo chciałam mieć pełniejszy obraz.
    On Cię nie pokocha. Nic się nie zmieni, a będzie tylko gorzej, tymi swoimi powrotami i odejściami, pierdoleniem (za przeproszeniem) czego to on Ci nie da, żebyś znów się złapała naprawdę w końcu doprowadzi Cię na skraj.
    Ariela pisze, że trąci jej dwubiegunówką, mi trąci byciem socjopatą.. Zgadzam się też z aanderand, powinnaś zablokować wszystko a już broń Boże absolutnie nie pomagać mu finansowo. Czy on by to zrobił dla Ciebie? Czy w ogóle zrobił coś dla Ciebie co było naprawdę bezinteresowne?
    Strasznie to przykre, że tyle musiałaś przejść i do tego poznać kogoś, kto tak Ci zniszczył psychikę. Ale wiesz, wydaje mi się, że też trochę go idealizujesz i że to bardziej Twoje myśli, Twoja obsesja czynią z niego kogoś tak niesamowitego, aniżeli w rzeczywistości jest. Że seks był doskonały? Był doskonały, bo robiłaś to z miłości przeplatanej z obsesją.
    Co do powiedzenia prawdy Twojemu obecnemu partnerowi.. Naprawdę nie wiem, jak to rozegrać, żebyś jemu nie zniszczyła za bardzo poczucia własnej wartości. Ale myślę, że masz rację. Z tego nie ma odwrotu.
    Daj znać, jak się trzymasz, bardzo się martwię.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

7. Krok w tył

 Cześć! Od czasu ostatniego posta, prawie nic nie schudłam. Czasem waga pokazywała 63,3 a zaraz na drugi dzień dokładnie 1 kg, więcej. Dzisiaj 63,6. Mimo, że starałam się jeść mało, nawet bardzo mało. Od takiego jedzenia "bardzo mało" nie schudłam niemalże nic a tylko byłam słaba. Muszę się ogarnąć, na wiosnę chciałabym już te 59 kg. A do lata 53. Ale nie wiem czemu mój organizm jest teraz taki oporny na utratę wagi. Też od roku nie brałam leku na tarczycę, dopiero od tygodnia znowu biorę. Chyba jedyną skuteczną metodą u mnie jest kontrola kalorii - odpowiednia podaż kalorii a to też oznacza, że nie można ich dostarczać zbyt mało.  Poza tym, życie mnie ciągle zaskakuje. Nie wiem, czy pamiętacie, ale zanim weszłam w obecny związek, spotykałam się z mężczyzną dużo ode mnie starszym. Wiem, że to była miłość mojego życia, ale on nie chciał się wiązać, nigdy nie powiedział, że coś do mnie czuje. Ta relacja była przez to burzliwa. Potem zerwałam kontakt, bo już nie mogłam tego wytr

Pieprzę leczenie i mężczyzna z KM

Jak w tytule. Pieprzę to całe leczenie. Minęło zaledwie kilka dni od zażywania pregabaliny a ja już czuję, a raczej wiem, że utyję na niej. Przez cały dzień mało, co robiłam siku. Pewnie już woda się gromadzi w organiźmie. Tak właśnie czytałam, że na pregabalinie jest problem z retencją wody. Zresztą po pracy weszłam na wagę i pokazała powyżej 60 kg mimo, że jadłam bardzo mało. Także już wiem, że rano będzie koło 60 kg- w najlepszym wypadku. I to pomimo biegania... biegałam dwa dni z rzędu. Było już 59 kg, a teraz znowu się zaczyna. Pieprzę to leczenie. I tak niewiele mi już czasu zostało. Mam jeszcze opakowanie xanaxu, ale naprawdę pieprzę to całe leczenie. Przerabiałam już większość dostępnych preparatów. Nie ma dla mnie leków. Chociaż muszę przyznać, że rzeczywiście, ta pregabalina, jak mówił lekarz, działa podobnie do xanaxu, jestem wyjątkowo wyciszona, nie czuję emocji. Ci wszyscy lekarze powinni sami nawpierdzielać się tych leków, przytyć 20 kg w 2 miesiące i wypowiedzieć się czy

Róża

Podałam T. adres z informacją, że jak chce to może przyjechać na herbatę. Niestety nie mógł. Piłsm brandy z colą, oglądając na tablecie mój ulubiony serial - Sześć stóp pod ziemią. Potem pomyślałam, że skoro T. znowu nie może, to spędzę miło czas z kimś innym. Odezwałam się do znajomego. Nie spodziewałam się, że zostawi wszystko i przyjedzie, tak po prostu. Ledwo się znaliśmy.  Powiedziałam żartem, że może przynieść kwiaty, kiedy zapytał z czym ma przyjść. Nie widzieliśmy się 2,5 roku. Nie wiem jak to zrobił, że o północy znalazł kwiat. Byłam mocno zaskoczona, że wystarczyło powiedzieć ot tak a ktoś coś dla mnie zrobi, bez wymówek i tłumaczeń. Że przyjedzie, kiedy tego potrzebuję. Tylko dlaczego nie jest w stanie zrobić dla mnie nic człowiek, którego kocham. Następnego dnia po 11:00 poszłam na ławeczkę na ul. Piotrkowskiej z kwiatem w ręku. Wiedział, że jestem w Łodzi. Czekałam na telefon, SMS, cokolwiek z propozycją spotkania. Dzień wcześniej odmówił, gdy zaproponowałam. I tak czekają