Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2024

60,5

 Dzisiaj na wadze 60,5 kg. Już tak niewiele brakuje, ale jutro może waga pokazać więcej. Zaraz napiszę dlaczego. W tym tygodniu byłam biegać dwa razy, bo niedzieli nie liczę, to wtorek i czwartek. Po 20 minut daję radę biec wolno bez przerwy. Bardzo mnie to odpręża psychicznie, biegam w pobliskim lasku- lasek zaczyna się 3 minuty od mojego bloku. Raz widziałam sarnę/łanię. Z tak bliska jeszcze nie widziałam, była spokojna, dała się poobserwować a potem wolno przebiegła ścieżkę. Wczoraj też miałam pobiegać, bo wzięłam pracę zdalną. Ale w trakcie pracy poczułam tak ogromne zmęczenie, wręcz wyczerpanie. Na szczęście mieliśmy skrócony czas pracy, na szczęście, więc o 13 zamknęłam laptop i padłam spać na 2 h. Wybudziłam się nagle z ogromnym lękiem, przez chwilę nie wiedząc co się dzieje i gdzie jestem. I tak mam do teraz, to znaczy kompletny brak sił fizycznych. Cały niemal dzień w łóżku. Przed chwilą tylko M. pomógł mi ogarnąć rzeczy na jutro, jesteśmy zaproszeni do jego rodziców. Drobne r

Burza

 Wypiłam wieczorem 3 kieliszki Porto. I dopinając ten trzeci postanowiłam, że jeszcze wyprowadzę kota na spacer. Jakoś mnie zaczęło odcinać od bodźców zewnętrznych. Usiadłam na kostce przy śmietnikach, to czułam, że powietrze jest mroźne, ale nie było mi zimno w środku. Kot hasał ma i przy drzewie. W końcu doprowadziłam go na górę a sama poszłam do Żaby zjeść hot doga. Już te bodźce słabo docierały i tak stoję i czekam aż zrobią, wydawało mi się, że w ciszy stoję a tu tak podnoszę wzrok na jedną z ekspedientek i ona mi mówi, żebym tego nie brała do siebie,bo sobie tylko żartują. Nawet nie wiedziałam o co chodzi.  Pół nocy płakałam za rzeczy, za które myślałam, że już kiedyś się wypłakałam. Na chwilę przysypiałam i znowu czułam ten głęboki smutek i żal, poruszający od wewnątrz. Dawno nie płakałam z tak czystego smutku.  Jak już zasnęłam, śniła mi się okropna burza z piorunami. Byłam sama w jakimś domu, bardzo się bałam. Potem zrozumiałam, że w tym domu są inni ludzie ale odizolowani, wi

Kotek w reklamówce

Myślałam, że nic nie zleci waga za poprzedni tydzień, ale rano się zważyłam - jest już 60,9 kg! Już bym chciała to "5" z przodu, ale to minimum 2 tygodnie. Na początku stycznia chciałam schudnąć do końca marca właśnie tyle, żeby 5 się pojawiła, ale już wiem, że się nie uda, zwłaszcza, że na 28 wypada okres. No nic, i tak jestem zadowolona. Naprawdę.  Wczoraj byliśmy na obiedzie u rodziny M. Takie spotkanie z okazji imienin taty M. Była też jego siostra z mężem i dziećmi. Ogólnie spotkanie w porządku, jak zawsze. Dawno mnie tam nie było, ostatnimi tygodniami M. jeździł sam. Jego tata chyba widział, że jestem w ogólnie złej kondycji, chociaż starałam się zachowywać naturalnie. Ale do brzegu: jak się ze mną żegnał zrobił coś co mnie zaskoczyło i było jednocześnie miłym gestem. Odsłonił mi dłonią włosy z twarzy i pogładził po policzku.   Po przyjeździe na chałupę wyszłam jeszcze raz pobiegać. Udało się całe 20 minut bez zatrzymywania! Dla mnie to duże osiągnięcie. Co mnie jeszcze

Pierwszy bieg

 Hej!  Waga utrzymuje się na 61,5 kg. W tym tygodniu nie schudłam, ale też nie przytyłam, co też jest pozytywną wiadomością. I tak, nadwagę pożegnałam już przy 62,5 kg. Także udaje się oddalić od tej granicy. Dzięki za słowa wsparcia! Prywatnie nie ma o czym mówić, bo sama nie wiem, co jest prawdziwe w tym wszystkim. Dziś podjełam próbę biegania. W przeszłości miałam kilka takich prób i nie byłam w stanie biec nawet 2 minuty. Także nie wiem, co dzisiaj nagle się wydarzyło, ale nie robiąc sobie nadziei, że się uda, ubrałam się w to co miałam i wyszłam blisko do lasku. Weszłam głębiej gdzie nie było ludzi. Nie wiem dlaczego, ale udało się pobiegać - w zasadzie truchtać, wiadomo 2 razy po 10 minut z 30-sekundową przerwą. Dałabym radę dłużej więcej, ale pomyślałam, że warto to robić stopniowo. Było mi tak przyjechać w tym lasku, pogoda wiosenna, ciepła. Pachniało mchem i ziemią. Słuchałam śpiewu ptaków i było mi tak błogo. Może to przez to, że ostatnio chodzę nabuzowana różnymi emocjami i

Butelka wody

Hej, dziewczyny. Zamilkłam na trochę, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć na komentarze odnośnie ostatnich dwóch postów, a zwłaszcza ostatniego. Ale spróbuję.  Co do terapii: Na terapię nie chodzę od połowy stycznia jakoś. Pojechałam w styczniu do Łodzi, żeby pożegnać się z terapeutką i to zakończyć- nawet nie mogłam spojrzeć jej w twarz- powiedziałam jej wtedy, że nie mogę już chodzić na terapię, bo terapia jest dla życia a ja już nie chcę i nie dam rady obiecywać, że będę żyć. Wszystko, co już mogłam dla siebie zrobić to już zrobiłam.  To ostatnie zdanie: to wszystko, co mogłam dla Nas zrobić to zrobiłam, ale więcej sama nie zrobię, napisałam wczoraj T. On stwierdził, że też nie zrobi tego o czym mówił, bo sam ze sobą ma jakiś problem. Także, przyjechał, zburzył mój względny spokój, który budowałam przez ostatni rok, upewnił się, że nadal Go kocham i to mu najwyraźniej wystarczyło. Teraz znowu wróci do swojego życia. Jak się czuję, to chyba nie trzeba nic więcej dodawać.  Proszę, nie