Przejdź do głównej zawartości

60,5

 Dzisiaj na wadze 60,5 kg. Już tak niewiele brakuje, ale jutro może waga pokazać więcej. Zaraz napiszę dlaczego.

W tym tygodniu byłam biegać dwa razy, bo niedzieli nie liczę, to wtorek i czwartek. Po 20 minut daję radę biec wolno bez przerwy. Bardzo mnie to odpręża psychicznie, biegam w pobliskim lasku- lasek zaczyna się 3 minuty od mojego bloku. Raz widziałam sarnę/łanię. Z tak bliska jeszcze nie widziałam, była spokojna, dała się poobserwować a potem wolno przebiegła ścieżkę. Wczoraj też miałam pobiegać, bo wzięłam pracę zdalną. Ale w trakcie pracy poczułam tak ogromne zmęczenie, wręcz wyczerpanie. Na szczęście mieliśmy skrócony czas pracy, na szczęście, więc o 13 zamknęłam laptop i padłam spać na 2 h. Wybudziłam się nagle z ogromnym lękiem, przez chwilę nie wiedząc co się dzieje i gdzie jestem. I tak mam do teraz, to znaczy kompletny brak sił fizycznych. Cały niemal dzień w łóżku. Przed chwilą tylko M. pomógł mi ogarnąć rzeczy na jutro, jesteśmy zaproszeni do jego rodziców. Drobne rzeczy: roladki z łososia - i chyba dorobię z ogórka, sałatka z pora i trójkąty z ciasta francuskiego nadziewane serową masą. Bałam się, że nie wyjdzie mi ciasto francuskie, ale ładnie się rozlistkowało.

Nie miałam na nic sił, zastanawiam się czy to nie przez małą ilość jedzenia i dodatkowy wysiłek. Też witamin nie brałam ostatnio. Dzisiaj dopiero nałykałam się wszystkiego naraz i zamówiłam nam McDonald's na obiad- nic poza tym nie jadłam. Może odżyję trochę. Dużo piję, żeby się nawodnić.

Na wtorek umówiłam się na konsultację z psychiatrą, nie wiem czy zdecyduję się na powrót do leków, ale porozmawiam.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

7. Krok w tył

 Cześć! Od czasu ostatniego posta, prawie nic nie schudłam. Czasem waga pokazywała 63,3 a zaraz na drugi dzień dokładnie 1 kg, więcej. Dzisiaj 63,6. Mimo, że starałam się jeść mało, nawet bardzo mało. Od takiego jedzenia "bardzo mało" nie schudłam niemalże nic a tylko byłam słaba. Muszę się ogarnąć, na wiosnę chciałabym już te 59 kg. A do lata 53. Ale nie wiem czemu mój organizm jest teraz taki oporny na utratę wagi. Też od roku nie brałam leku na tarczycę, dopiero od tygodnia znowu biorę. Chyba jedyną skuteczną metodą u mnie jest kontrola kalorii - odpowiednia podaż kalorii a to też oznacza, że nie można ich dostarczać zbyt mało.  Poza tym, życie mnie ciągle zaskakuje. Nie wiem, czy pamiętacie, ale zanim weszłam w obecny związek, spotykałam się z mężczyzną dużo ode mnie starszym. Wiem, że to była miłość mojego życia, ale on nie chciał się wiązać, nigdy nie powiedział, że coś do mnie czuje. Ta relacja była przez to burzliwa. Potem zerwałam kontakt, bo już nie mogłam tego wytr

Róża

Podałam T. adres z informacją, że jak chce to może przyjechać na herbatę. Niestety nie mógł. Piłsm brandy z colą, oglądając na tablecie mój ulubiony serial - Sześć stóp pod ziemią. Potem pomyślałam, że skoro T. znowu nie może, to spędzę miło czas z kimś innym. Odezwałam się do znajomego. Nie spodziewałam się, że zostawi wszystko i przyjedzie, tak po prostu. Ledwo się znaliśmy.  Powiedziałam żartem, że może przynieść kwiaty, kiedy zapytał z czym ma przyjść. Nie widzieliśmy się 2,5 roku. Nie wiem jak to zrobił, że o północy znalazł kwiat. Byłam mocno zaskoczona, że wystarczyło powiedzieć ot tak a ktoś coś dla mnie zrobi, bez wymówek i tłumaczeń. Że przyjedzie, kiedy tego potrzebuję. Tylko dlaczego nie jest w stanie zrobić dla mnie nic człowiek, którego kocham. Następnego dnia po 11:00 poszłam na ławeczkę na ul. Piotrkowskiej z kwiatem w ręku. Wiedział, że jestem w Łodzi. Czekałam na telefon, SMS, cokolwiek z propozycją spotkania. Dzień wcześniej odmówił, gdy zaproponowałam. I tak czekają

Butelka wody

Hej, dziewczyny. Zamilkłam na trochę, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć na komentarze odnośnie ostatnich dwóch postów, a zwłaszcza ostatniego. Ale spróbuję.  Co do terapii: Na terapię nie chodzę od połowy stycznia jakoś. Pojechałam w styczniu do Łodzi, żeby pożegnać się z terapeutką i to zakończyć- nawet nie mogłam spojrzeć jej w twarz- powiedziałam jej wtedy, że nie mogę już chodzić na terapię, bo terapia jest dla życia a ja już nie chcę i nie dam rady obiecywać, że będę żyć. Wszystko, co już mogłam dla siebie zrobić to już zrobiłam.  To ostatnie zdanie: to wszystko, co mogłam dla Nas zrobić to zrobiłam, ale więcej sama nie zrobię, napisałam wczoraj T. On stwierdził, że też nie zrobi tego o czym mówił, bo sam ze sobą ma jakiś problem. Także, przyjechał, zburzył mój względny spokój, który budowałam przez ostatni rok, upewnił się, że nadal Go kocham i to mu najwyraźniej wystarczyło. Teraz znowu wróci do swojego życia. Jak się czuję, to chyba nie trzeba nic więcej dodawać.  Proszę, nie