Przejdź do głównej zawartości

Do końca września...

 Smutne, że tak wiele dziewczyn przestało pisać. Często zastanawiam się, co u nich słychać, czy są szczęśliwe, czy wręcz przeciwnie.

Nie wiem, co robić w tym życiu. Odkąd się przeprowadziłam, nie mam żadnych znajomych, przyjaciół, z którymi mogłabym porozmawiać, wyjść, porobić cokolwiek i żeby po prostu były. Żałuję, że zerwałam kontakt ze znajomymi w Łodzi. Niewiele ich było, ale w pewnym momencie postano wiłam się odciąć i teraz przeżywam tego konsekwencje. Różne mam myśli przez tę niewiedzę, co dalej z życiem. Na nic nie mam ochoty. Przede wszystkim żyć, bo nie wiem co to znaczy żyć. Nie wiem sama kim jestem. Z jednej strony chciałabym niezależności, z drugiej chciałabym, żeby ktoś się mną zaopiekował i jak małym dzieckiem i jak kobietą. Niby mam wszystko a jednak czegoś mi brakuje. 3 lata temu związałam się z narcyzem (diagnoza terapeutki) i ten związek to po prostu relacja. Tak, to typowy związek narcyza z borderline. Nie mogę się uwolnić. Jestem w tym wszystkim coraz bardziej żałosna. Jestem nierozerwanie połączona z moim borderline. Ja nie mam borderline, ja jestem borderline. To jest moje JA. Nie wiem, co znaczy żyć bez tego zaburzenia. Czasem mam jakieś przebłyski świadomości, ale to tylko błyski, które znikają i których zaraz nie pamiętam. Powinnam już dawno zamknąć się w ośrodku w Krakowie. Jest tam ośrodek dla zaburzonych osób. Kuracja trwa kilka tygodni. Terapia odbywa się kilka razy w tygodniu, więc jest intensywnie. Jednak teraz nie mogę tego zrobić, bo mam dobrą pracę i obawiam się, że jakbym wzięła zwolnienie na kilka tygodni to miałoby swoje konsekwencje a ja muszę być niezależna finansowo. 

Czasem tak spaceruję chodnikiem i mam myśli, żeby wyjść na ulicę, żeby potrącił mnie samochód. Myślę o powrocie na Cypr. Sama. Na tydzień... chociaż. Do końca września mam niepewną sytuację w pewnej kwestii i bardzo mnie to wykańcza. Może taki urlop dobrze by mi zrobił...może przestałabym na chwilę rozmyślać, bać się...

Takie niebo pewnego poranka zobaczyłam z balkonu...


Jutro postaram się wkleić tygodniową tabelę. Przynajmniej coś się w niej zadziało...



Komentarze

  1. Aż mam ochote pojechac z tobą na ten Cypr ;)
    Nie przyklejaj sobie żadnych łatek. Czlowiek uotżsamia sie z chorobami, przyzwyczajeniami, ludzmi z którymi żyje. Ciężko zaakceptować czasami, ze normalne życie to takie w którym nie zawsze musi się coś dziać, nie musi być uniesień. Myślę i sama uwqżam też, że pewna forma pustki zawsze z nami będzie szła, gdzieś koło nas, w nas. Ciężko poczuć calkowite wypełnienie życiem. Tak jak Julia Roberts w filmie Eat, pray, love. Szukamy czegoś konkretnego a potem okazuje się, że wiele nowych rzeczy czycha obok

    OdpowiedzUsuń
  2. To się pakuj haha nie wiem sama, od życia nie da się uciec. I też się zgadzam, że w życiu człowiek zawsze jest sam w swoim świecie wewnętrznym

    OdpowiedzUsuń
  3. (Nadrabiam Twoje posty) To chyba jedno z najbardziej przytłaczających uczuć, kiedy nie wiesz tak naprawdę kim i jaka jesteś. Taka przytłaczająca pustka. Chciałabym napisać, że mam nadzieję, że Ci to minie, ale nie wiem jak to jest przy borderline.. Trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Załamka

 Hej, już nie wiem co robić. Od dawna kręcę się w kółko. Co waga spadnie tak poniżej 58 kg tak na drugi dzień (jak dziś) znowu pokazuje 60 kg. I żebym się objadala ale nie. Jem mało. Na pewno poniżej 1000 kcal... Nie jem żadnych słodyczy, nie jestem przed okresem. To aż niemożliwe. Nie wiem już co robić.  Wczoraj zjadłam 2 grahamki, jabłko i małą miskę zupy z warzywami gotowanej na kurczaku.... To przecież nie jest z pewnością nawet 1000 kcal ..

Od początku

 Hej... Postanowiłam posłuchać Arieli i ograniczyć pieczywo do minimum. Nie rozumiem tych skoków wagi. Co zejdę poniżej 59 kg to w jeden dzień wsjakuje z powrotem na 60 kg. Startuję kolejny raz od początku z wagą z dzisiaj 60,65 kg... Postaram się znowu zmniejszać porcje, nie jeść słodyczy/cukru (to akurat wychodzi bardzo dobrze). Co tu więcej pisać. Mam mało energii ostatnio ale tak bardziej z rana. Nie mogę się dobudzić, późno chodzę do pracy. Pod wieczór mi się poprawia. No nic. Mam przynajmniej cel... Wczoraj zobaczyłam swoje odbicie w witrynie sklepowej i znowu była załamka. Niby waga w normie (chociaż na granicy) a sylwetka nic a nic nie jest lekka. I jeszcze ten wielki brzuch jakbym była w ciąży.. próbuję go ukryć pod luźnymi koszulkami, bo cóż zrobić. Do następnego! J.

Luty

 Cześć! Luty mija a raczej już prawie minął bardzo szybko. U mnie kondycja psychiczna pogorszyła się. Będę musiała wrócić do typowych antydepresantów. Przez dłuższy okres brałam już tylko stabilizatory nastroju. Dostałam też lek na sen, bo z tym też było źle. Plusem jest, że zasypiam i nie jem w nocy. W pewnym momencie miałam na wadze już 61,5 kg, ale ostatnio trochę się ogarnęłam. Zeszłam prawie do 60 kg. Jeszcze chwila i znów na wadze będzie ta "5" z przodu. Gdzieś przeczytałam a propos odchudzania, że ważne jest aby nie przeżuwać jak krowa, tj. nie jeść przez cały dzień małych posiłków, bo wtedy często pojawia się wyrzut insuliny. Dlatego ograniczyłam się do dwóch posiłków dziennie. Na razie nie liczę kalorii tylko jem te dwa posiłki z tym, że są to po prostu małe porcje. Przykładowo rano jem kajzerke z warzywami i szynką a potem dopiero obiad około 16:00 i to było 100 gramów makaronu z jajkiem, pomidrokami koktajlowymi i szynką. I to tylko tyle. Wykluczyłam całkowicie cuk...