Hej! Wczoraj późnym wieczorem wróciłam z urlopu. Postanowiłam zebrać się mimo niewielkiego zapału do zagospodarowania długiego weekendu i wybrałam się nad morze - dokładnie do Gdyni. Nie licząc zeszłorocznego 1-dniowego pobytu, dawno nie byłam nad Bałtykiem. Chyba z kilka lat. Przechodzę trudny okres - psychicznie, próbuję naprawić psyche po relacji z człowiekiem z osobowością narcystyczną. Ktoś kto był w takiej relacji z pewnością mnie rozumie. I ten wyjazd miał być odskocznią ale w sumie nie był, snułam się po plaży, robiłam ponad 20 tys. kroków, sporo leżakowałam, ale nie da się uciec od siebie, problemów, traum. Wiem, że potrzeba czasu. Przynajmniej odpoczęłam od pracy. Dzisiaj mam zdalną i zebrałam się, żeby napisać tego posta. Jedzeniowo na wyjeździe baaardzo słabo. Z jednej strony nie miałam apetytu, z drugiej miałam mini napady. Wydałam za dużo kasy na żarcie jak na krótki pobyt. Nie wszystko dojadałam do końca, prawie nic mi nie smakowało - w takim sensie, że mdliło mnie ...
bo jeden to za mało